Z czystym sercem mogę powiedzieć, że nienawidzę patrzeć na ludzi nieumiejętnie napychających sobie jedzenie do ust. Wiecie - XXI wiek, pośpiech, to nie jest czas na godzinne obiadki szykowne od rana, na postawione na drewnianym stole w jadalni parujące dania. To też niekoniecznie jest dobry wiek na rodzinne zebrania przy posiłku, bo prawdopodobnie Twój mąż jeszcze nawet nie ma w planach powrotu do waszego wypolerowanego przez gosposię domu, syn woli realizować questy w Dark Crusade, a córka powinności względem spodni chłopaka. Podoba Ci się wizja samotnej Ciebie, osuszającej trzecią
lampkę nie tak taniego wina, butelkowanego
pewnie w Hiszpanii? Mnie też nie.
Modernistyczne podejście do posiłków jednak w ogóle mnie nie łapie. Nie rozumiem, jak można godzinę szukać miejsca na parkingu w centrum tylko po to, żeby usadzić swoje dupsko na piekielnie niewygodnym krześle, kupionym ewidentnie na chińskim bazarze i rozkoszować się pseudo kolorową breją bez smaku. Zbyt drastycznie? Nie sądzę. Składam za to hołd wszystkim spożywającym posiłki w Wierzynku, ale błagam, niech ktoś pokaże mi taką osobę na ulicy w dzień powszedni w godzinach szczytu (wykluczam wszelakie rocznice czy zaręczyny - to i tak sytuacja nad wyraz wyjątkowa, więc można pokazać się od najlepszej strony, machając pieniędzmi jak sztandarem z napisem "kocham cię i marzę o twoich bachorach na utrzymaniu" albo "jeszcze nie chcę się rozwodzić" <niepotrzebne skreślić>)
Pęd popycha nas do wyborów łatwych, ale niekoniecznie dobrych. Wyborem tym bynajmniej nie jest kanapka w Mc zestawie; wyborem było samo przyjście do tej zawszonej dziury i chęć zjedzenia mięsa, które nigdy prawdopodobnie krówki nie widziało. Nie oczekuję od nikogo oczywiście kultury szlacheckiej przy stole nad bułą i usmażonymi kawałkami ziemniaków, więc mogę tylko biernie obserwować proces jedzenia, który trafniej można by określić mianem "wpierdalania". Wulgaryzm wulgaryzmem, ale zastanowiło cię kiedyś jak wyglądasz przycupnięty na wysokim stołku nad tym żarciem, modląc się o lepszy sygnał wi-fi? Polecam się rozejrzeć.
Na pewno zobaczysz farbowaną blondynę/czarnulkę mówiącą ewidentnie za dużo i za głośno do swojego łysego kolegi, który nie słucha jej od momentu kiedy poświeciła mu biustem przed nosem. Możesz też spotkać grubasa, takiego nadającego się tylko do odchudzenia o jakieś 15 kilo. Nie będziesz musiał długo szukać, żeby napotkać wzrokiem grupę młodych licealistek, ewidentnie za chudych na pojawianie się tutaj regularnie (ewentualnie regularnie zwracających wszystkie przyjęte posiłki w toalecie w podziemiach - nigdy nie możesz być pewien co tam robią, skąd ten pochopny osąd!) Wszystkich tych ludzi łączy jeden mianownik, tak, ten wulgarny, przedstawiony parę linijek wyżej.
Nikt nie umie jeść. Nikt nie zna tej podstawowej czynności, mającej każdemu zapewnić możliwość przetrwania i wytwarzania energii potrzebnej do podtrzymania funkcji życiowych. Byle szybciej, byle więcej, byle "smaczniej". Wy jesteście świadomi, że mózg potrzebuje około piętnastu minut, żeby zrozumieć, że już się najadł? To będzie akurat nad trzecią ciepłą kanapką, co? Zrozumiała jest konieczność pracy na akord, ale jedzenia?
Obrzydliwe są palce ufajdane sosem, które najpierw wydotykały wszelakie poręcze w komunikacji miejskiej; obrzydliwe są ociekające tłuszczem i fałszywymi wartościami kalorycznymi dania, które mamią swoim wyglądem na plakatach niczym wyfotoszopowane gwiazdy z pierwszych stron brukowców; obrzydliwy jest zanik estetyki podczas posiłków w miejscach publicznych.
Skoro już nie możesz zastanowić się nad tym, co jesz, pomyśl chociaż jak jesz.
Cześć, jestem Lenka. Jestem złym alter ego.